Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
769
BLOG

EURO - SREURO, ale co z MAMĄ MADZI??

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Gospodarka Obserwuj notkę 11

 Nie mam zbytniej nadziei, że wielu z czytelników salonu24 serio traktuje (serio, czyli inaczej niż w kategoriach dogmatycznych) problem przyjmowania lub nieprzyjmowania wspólnej waluty, tym niemniej wydaje mi się, że w zalewie notek naszych zoilów kochanych, którzy z duża mocą i autorytetem podpartym – no, trudno właściwie powiedzieć czym, ale na odległość widać że podpierani są, i to zdrowo - egzekwując swoje prawo do robienia ze swojej celebryckiej gęby cholewy a z siebie niepełnosprawnego intelektualnie, rzucają ważkie, w ich pojęciu oczywiście, argumenty o „spełnianiu kryteriów z Maastricht”, po którym to spełnieniu nastąpi triumfalny wjazd Najjaśniejszej Rzeczypospolitej do „strefy euro”, w której skowronki będą produkowały samoistnie ptasie mleczko, zawijane w sreberka przez świstaki a „nasze płace”, denominowane już w euro, „pójdą ostro do góry”, przyda się też i małe skromne wyjaśnienie o co w tym wszystkim chodzi.

Tekst ten jest więc skierowany do czytelników, którzy chcieliby się dowiedzieć czegoś, czego nie wie i nigdy się nie dowie nasz „garden variety” gigant intelektu salonowego (ze szczególnym uwzględnieniem pewnego mistrza sprzedajnej syntezy i pewnego zakonnika, którzy przecież i tak nigdy tu nie zajrzą).

Otóż, „strefa euro” to specjalny przypadek Optymalnego Obszaru Walutowego (OOW), czyli obszaru na którym wprowadzenie wspólnej waluty zwiększa efektywność ekonomiczną. Teoria OOW, jak zapewne niektórzy wiedzą, została przedstawiona po raz pierwszy w 1961 r. przez kanadyjskiego ekonomistę Roberta Mundella (w 1999 r. został laureatem nagrody Nobla z dziedziny ekonomii, żyje do dzisiaj, więc może w praktyce zobaczyć do czego doprowadziło stosowanie jego propozycji).

Mundell, w dużym skrócie mówiąc, wskazał, że OOW posiada pewne cechy, sprawiające, iż wprowadzenie na nim wspólnej waluty ma sens ekonomiczny (mikro i makro). Są to:

  • Rozmiar i skala powiązań handlowych pomiędzy krajami (regionami) tworzącymi ten obszar
  • Doskonała mobilność siły roboczej w obszarze (brak ograniczeń administracyjnych, językowych i kulturowych)
  • Podobieństwo i symetria cykli koniunkturalnych i szoków popytowych
  • System wspólnego ponoszenia ryzyka, zwykle poprzez transfery fiskalne [2]

W praktyce oznacza to przede wszystkim, iż warunki właściwego (optymalnego)  funkcjonowania  OOW są przede wszystkim endogeniczne. Siła wzajemnych powiązań, ekonomicznych i formalnoprawnych, a przede wszystkim solidarność ekonomiczna i fiskalna (np. taka jak zawarta w no-bailout clause w Traktacie z Maastricht) powoduje osiąganie wymiernych korzyści z wprowadzenia wspólnej waluty w danym obszarze (Baldwin szacuje potencjalny wzrost obrotów handlowych z tego tytułu na 5% do 15% [3]).

Z powyższego wynika, iż w momencie, kiedy w jednym z krajów strefy wspólnej waluty (OOW) następuje popytowy szok asymetryczny, jest on pozbawiony możliwości obrony własnej gospodarki poprzez interwencję kursową (np. deprecjację własnej waluty). Szok taki nie nastąpi jeśli spełnione będą Mundellowskie założenia, rzeczywistość jednak pokazuje, że szoki asymetryczne w UE i w strefie euro występują i absorbowane nie są, bo bailout występuje, jak pokazują przykłady z lat 2007 – 2013, w różny sposób i na różnych poziomach. A „musi” wystąpić, albowiem 4 (a szczególnie 1 i 3) warunki spełnione są w sposób niedoskonały.

Co prawda nie da się ukryć, że istnieje udowodniona pozytywna korelacja pomiędzy udziałem w unii monetarnej a wzrostem wzajemnych obrotów gospodarczych, ale już konwergencja gospodarek, a więc podobieństwo cyklów koniunkturalnych to złuda. Prosty przykład przemysłu samochodowego (w którym polska gospodarka spełnia rolę tego głupawego Jasia, który usiadł na końcu dość cienkiej gałęzi) powinien nam to uświadomić. A siedzimy na końcu gałęzi w bardzo dużej ilości branż.

Szczególnie jaskrawym przykładem braku możliwości efektywnego działania OOW są wnioski wynikające z analizy stopnia rozwoju rynków finansowych. Zauważyć należy, że ok. ⅓ obrotów europejskiego rynku finansowego odbywa się w Londynie, a więc w stolicy kraju, który nigdy w strefie euro nie będzie, i jasno i kategorycznie tę niechęć do wejścia do OOW wyartykułował. Z kolei rynki finansowe nie tylko Polski ale i Hiszpanii i Portugalii są, w swoim obecnym stadium rozwoju, ok. 10 – 20 lat (w przypadku Polski więcej) opóźnione w stosunku do Frankfurtu i Berlina. Inicjatywy podejmowane w ramach SEPA i FSAP okazały się niedostateczne, albowiem znakomita większość inicjatyw w tym obszarze podejmowane jest bez żadnych konsultacji z uczestnikami rynku. To samo dotyczy tworzenia wspólnego rynku ubezpieczeniowego i rynku papierów wartościowych.

Przede wszystkim jednak owa mobilność siły roboczej, transparentność cen i płac jest iluzoryczna. Europa, a więc również eurozona nękana jest szalejącym bezrobociem z jednej strony, z drugiej nietrudno zauważyć, że najniższy wskaźnik bezrobocia występuje na rynkach, które tradycyjnie albo zamykają się przed napływem owej siły (Niemcy) albo przebywają poza strefą (Wielka Brytania).

Wniosek jest więc absolutnie prosty i nie rozumiem, dalibóg, dlaczego nikt z wielkich i mniejszych go po prostu nie wyartykułuje: OOW nie ma szans, w obecnym kształcie, działać efektywnie, z powodu niedostatecznej konwergencji wewnętrznej (brak spełnienia warunków endogenicznych), a warunki endogeniczne nie są spełnione, albowiem w Europie od lat 70-tych istnieją dość silne tendencje dywergencyjne (proszę zobaczyć, co działo się z kształtem i proporcją „koszyka walutowego” w latach 70-tych, i jakim spektakularnym „sukcesem inaczej” okazał się europejski Mechanizm Walutowy dekadę później), przed którymi dzisiaj Unia broni się zasypując lukę setkami miliardów euro z Funduszu Spójności, a strefa euro poprzez kolejne podpisywane traktaty, w tym fiskalne i kolejne fale „action planów”.

Nic nie pomoże nam spełnianie „kryteriów z Maastricht”, kiedy w sklepie z ekonomiczną i socjalną porcelaną zamiast pięknego białego jednorożca jest ubłocone szarobure stado pawianów wyrywających sobie złote pióro Schumanna, po to aby mazać na ścianach brzydkie wyrazy.

Żałosna prawda jest taka, że Polskę na uczestnictwo w strefie euro zwyczajnie nie stać. Nie stać też na to Grecji, Portugalii, Hiszpanii i Irlandii. Nie jesteśmy więc w najgorszym towarzystwie.

Drugą żałosną prawdą jest fakt, że jeśli przypadkiem uda się JV Rostowskiemu doprowadzić swoimi machinacjami powiatowego księgowego do tego że będzie się wydawało chociaż przez pięć minut, iż spełniamy owe słynne „kryteria z Maastricht” (przypominam: HICP inflacja poniżej 1,5%, deficyt budżetowy poniżej 3% GDP, zadłużenie poniżej 60% GDP, wahania kursowe nie więcej niż +/- 15% od kursu centralnego, określona, niska stopa oprocentowania 10letnich rządowych papierów dłużnych), natychmiast do strefy zostaniemy wciągnięci, z fanfarami i odbijaniem korków taniego „szampana”. Bo nie wyobrażacie sobie Państwo, ile można „wykreować kredytu”, kiedy już położy się łapencję na polskiej rezerwie walutowej wartej 107 mld EUR, że o 104 tonach złota nie wspomnę.

Krzysztof Rogalski

PS. Obywateli, którzy zaczynają i kończą komentarz od “ty [expletive deleted]” I tutaj też go kończą, proszeni są o udanie się gdzie indziej. Tutaj są pewne minima IQ. A o Mamie Madzi to niech inni napiszą.

 

Warto przeczytać:

  1.  Mundell, R. A. (1961). "A Theory of Optimum Currency Areas". American Economic Review 51 (4): 657–665.
  2. Frankel, Jeffrey A. & Rose, Andrew K. (1997). "The Endogenity of the Optimum Currency Area Criteria". The Economic Journal 108 (449): 1009–1025. doi:10.1111/1468-0297.00327
  3. Baldwin, Richard (2006). In or Out: Does it Matter? An Evidence-Based Analysis of the Euro's Trade Effects. London: Centre for Economic Policy Research. ISBN 1-898128-91-X.
  4. Glovan, Bogdan “THE FAILURE OF OCA ANALYSIS” (2004), THE QUARTERLY JOURNAL OF AUSTRIAN ECONOMICS VOL. 7, NO. 2
  5. Ricci, Luca A. (2008). "A Model of an Optimum Currency Area". Economics: the Open-Access, Open-Assessment E-Journal 2 (8): 1–31

Teksty powyższe dostępne za darmo w necie, ale z wyjątkiem Mundella, nigdy nie przetłumaczone na polski, I bardzo niechętnie cytowane.

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka